czwartek, 29 grudnia 2011

Cięcia, mrożenia i podwyżki, czyli...Szczęśliwego Nowego Roku w wydaniu hiszpańskim!

Kolejny rok już prawie za nami, a w Hiszpanii kryzys zatacza kolejne błędne koło. Czy 2012 przyniesie nam zmiany? Wszyscy w nadziei oczekują na cud, który miałby się pojawić z rąk nowego premiera Hiszpanii, Mariana Rajoy. 
To prawica wygrała w niedawnych wyborach i przejęła na siebie ogromny ciężar wyprowadzenia kraju z kryzysu. A jest z czego wyprowadzać. Bezrobocie waha się w granicach ok. 20 procent, w tym 40 procent wśród ludzi młodych. Było więc do przewidzenia, że Hiszpanie zmienią opcję polityczną. Ale już pierwszymi decyzjami Rajoy pokazał, ze obietnice wyborcze to...tylko obietnice i kropka.

Były premier Zapatero i obecny Rajoy
Ogłoszono pierwsze ważne decyzje. Ogromne cięcia w budżecie (między innymi na rozbudowę i modernizację kolejowej dumy Hiszpanii, RENFE), mrożenie płac urzędników państwowych i podwyższenie ilości godzin pracy i... to, czego obawialiśmy się najbardziej, a Rajoy przed wyborami zawsze wykluczał... podniesienie podatków.

Nie nastraja mnie to pozytywnie wobec wyzwań Nowego Roku. Hiszpania znów idzie w kierunku dziwnego wspomagania tych, którzy są od bardzo długiego czasu na bezrobotnym (przedłużono zapomogi 400 euro dla bezrobotnych, którym prawo do pobierania bezrobotnego się skończyło), zapominając o jakiś bardziej dalekowzrocznych rozwiązaniach i planach, tak, aby przede wszystkim polepszyć sytuację na rynku pracy, szczególnie wśród ludzi młodych. Wręcz przeciwnie. W nowym roku zamraża się wiele nowych miejsc pracy w sektorze publicznym, redukując liczbę policjantów i... nauczycieli.

Sam rząd też się wprawdzie nie oszczędził, wprowadzając cięcia 20-procentowe do pieniężnych dotacji dla hiszpańskich partii, ale...posłowie pozostawili swoje pensję nietknięte. Za to prawie 20 procent obniżą się pensje wysoko postawionych urzędników rządowych, którzy i tak zarabiają takie pieniądze, że nawet po tej obniżce będzie nam, zwykłym śmiertelnikom, do nich jeszcze bardzo daleko.

Jak cały ten kryzys widać w dniu codziennym?

Dla mnie to przede wszystkim nowo pojawiające się cliché w rozmowach typu small talk, które do tak niedawna, zawsze w dużej mierze bazowały na narzekaniu na pracę. Od jakiegoś czasu to też się zmieniło. Teraz nie narzeka się na pracę, a jeśli już to po cichu. Wytrzymuje się więc z zaciśniętymi zębami coraz gorsze warunki umów (umowy na czas nieokreślony są już rzadkością), niższą płacę i dodatkowe wymagania pracodawcy (nawet te niezgodne z prawem), a zamiast buntu, pojawia się bezsilność, która w small talk przekłada się na: Dzięki Bogu, że mam pracę, więc nie mogę narzekać!

Hiszpanie są w szoku, trawią nowe wiadomości w przeddzień Noche Vieja. Co wymyśli teraz rząd, żeby pueblo choć trochę obłaskawić? Uchylenie prawa o zakazie palenia na pewno wielu by ucieszyło i na jakiś czas uspokoiło - to właśnie przewiduję, że się stanie w przeciągu najbliższych miesięcy. A szkoda. Hiszpania znów jest na drodze do zatoczenia kolejnego błędnego koła, gdyż jak zwykle wybiera drogę na skróty, zamiast poważnie zastanowić się nad długofalowym działaniem... obym się myliła!

I tego, drodzy zapiskowicze, życzę sobie z całego serca w Nowym Roku.

Brak komentarzy: