I padło na Wyspy Kanaryjskie! Mam ogromną słabość do wysp... to przecież
wspaniała możliwość do oderwania się od ‘’lądu’’... czyli do zostawienia swoich
przyziemnych problemów tam, gdzie będąc na wyspie, nie mamy do nich dostępu.
Tak też i stało się tym razem. Wyspa pochłonęła nas zupełnie.
Dlaczego Gran Canaria?
Wyspy Kanaryjskie to przede wszystkim Gran Canaria, Tenerife, Lanzarote i
Fuerteventura. Na Lanzarote byłam już dwa razy, Fuerteventura to głównie plaże,
a ja miałam ochotę na coś bardziej zielonego. Opinie były podzielone. Jedni
przekonywali mnie, że to Tenerife jest odpowiedzią na moje potrzeby, inni, że
Gran Canaria. Ostatecznie los zadecydował o wyborze celu podróży, a ściślej
rzecz biorąć Ryanair. Szukałam lotów o wczesnym poranku i akurat na dzień
wylotu, który wybrałam, takie były
dostępne właśnie przez wymienionione wyżej linie lotnicze.
Gdzie się zakotwiczyć, czyli szukamy miejsca idealnego
Tym razem to booking zadecydował o ‘’miejscu idealnym’’. Nasz malutki
hotelik był przy słynnej plaży Las Canteras, przez niektórych uważanych za
najlepszą plażę miejską na świecie, więć nie wahałam się długo i zarezerwowałam
noclegi w Las Palmas, stolicy Gran Canaria. Sobre los gustos no hay nada
escrito, czyli są gusta i guściki, ale gdybym wróciła na Gran Canaria to nie wybrałabym
ponownie Las Palmas na zakotwiczenie się.
Stolica: Las Palmas de Gran Canaria
Nie jedną już stolicę czy też duże miasto widziałam w Hiszpanii i na pewno
Las Palmas nie zaliczę do tych najciekawszych. Dużo bardziej poleciłabym
cudowną La Palma na Majorce czy Ibizę/miasto na wyspie o tej samej nazwie. Las
Palmas jest ogromnym miastem, które może zrobić wrażenie, ale, jak na mój gust, nie ma tak wiele do zaoferowania, jak inne
miejsca. Poza tym, parkowanie graniczy z cudem. Jeśli jednak ktoś wybierze
transport publiczny, to jest to dobra opcja, bo stąd odchodzą autobusy, których
trasy dochodzą do wielu zakątków wyspy.
Co warto zobaczyć zatem w stolicy?
Stare miasto znajduje się w dzielnicy la Vegueta i tam należy się
kierować, żeby zobaczyć śliczną katedrę (koniecznie trzeba wjechać na sam jej
szczyt za jedyne 1’5 euro) i jej okolice. Można też się pokusić o spacer nad
samym urwiskiem i widokami na port, jeśli nie przeszkadza wam autostrada, która
przebiega zaraz obok spacerownika. Plaża Las Canteras wydaje się być
turystycznym hitem, ale na mnie nie zrobiła większego wrażenia. Tak na prawdę
to pożałowałam, że poświęciłyśmy aż jeden dzień na stolicę.
Propozycje eskapad po wyspie w skrócie: Szlak pierwszy z północy na południe przez góry Szlak drugi plażami południowo-zachodniego brzegu wyspy- Szlak trzeci plażami pólnocej strony wyspy
Według mnie najwspanialsze krajobrazy oferują wbrew pozorom nie plaże Gran Canaria, ale góry. Dlatego największe wrażenie zrobił na mnie szlak pierwszy.
W jeden dzień można zrobić następującą trasę: Z północy przejeżdzamy przez
środek wyspy na południe. Wyjeżdzamy z Las Palmas i robimy przystanki w Santa
Brigida, San Mateo, Tejeda, Fataga i kończymy w Maspalomas. Jest to trasa
rozsądna, ale należy wyjechać rano, żeby móc bez stresu dotrzeć na słynne
wydmowe plaże Maspalomas późnym popołudniem. Najlepiej by było tam właśnie
spędzić noc i w tem sposób mieć wspaniałą bazę wypadową na kolejną wycieczkę.
My tak zrobiłyśmy.
Wariacja dla tych, którzy mogą poświęćić więcej czasu: za San Mateo można
skręcić i pojechać na najwyższy szczyt wyspy Pico de las Nieves i potem zjechać
do Tejeda. Należałoby przeznaczyć na to dodatkowe 2 godziny.
Jeśli się wybieracie samochodem, gps prawie jest niepotrzebny. Wszystko
jest wspaniale oznaczone. UWAGA trasa od Fataga do prawie Maspalomas, która
wiedzie przez niesamowity punkt widokowy jest bardzo kręta i nad przepaściami,
tylko dla kierowców (i pasażerów J) o mocnych
nerwach.
Santa Brigida: Pierwszy przystanek w malowniczej miejscowości z ładnymi
widokami. Parkowanie w samym mieście graniczy z cudem, więc radzę skorzystać z
parkingu tuż przed wejściem do miasteczka.
San Mateo: Kolejne malownicze pueblo z malutkim kościółkiem i wspaniałymi
punktami widokowymi.
Tejeda: Zdecydowanie najlepsze widoki. Polecam iść na kawę do el Parador,
taras oferuje niesamowite wrażenia, a jeśli kogoś stać na pokój, koniecznie zabierzcie kostium kąpielowy, żeby nie stracić widoków z odkrytego basenu, co widać na załączonym obrazku.
Roque Nublo: Za Tejeda zaczynają się najbardziej imponujące widoki. Można
się zatrzymać na piknik po drodze, naprawdę warto. Roque Nublo to słynna skała,
którą można zobaczyć z daleka jadąc własnie tą trasą, albo wspiąć się po
wytyczonym szlaku i obejrzeć ją z bliska.
Fataga: Tuż przed miasteczkiem zobaczycie po drodze coraz więcej palm. Sama
miejscowość jest urocza: białe domki i kolorowe kwiaty.
Punkt widokowy za Fatagą: Uffff! Na pewno warto, ale dla mnie stresem był
dojazd na takie wysokości. Drogi w bardzo dobrym stanie, ale kręte i
wąskie...nad samą przepaścią.
Najwspanialsze widoki są tak naprawdę w drodze. My zatrzymywałyśmy się dość
często, żeby nacieszyć oczy cudownymi plenerami.
Na zakończenie pełnego wrażen dnia...wydmowe plaże Maspalomas. Kierujemy
się na Faro (znów gps zbyteczny) i podziwiamy po drodzę rewelacyjnie
zorganizowane miasteczko usiane palmami. Parkowanie skomplikowane, najlepiej
poczekać trochę aż ktoś wyjedzie. Spacerek po plaży jak najbardziej wskazany,
widoki magiczne.
Szlak drugi: południowy zachód Wyspy
Rankiem możemy jeszcze chwikę zrelaksować się na plażach Maspalomas, a
potem wyruszamy (już autostradami, huraaa)
w kierunku Puerto Mogán.
Nie można przegapić plaży Amadores, która nie należy być może do
największych, ale turkusowe barwy morza i biały piasek porównywany jest przez
niektórych do karaibskich klimatów. Byłam i potwierdzam. Jedyny poważny problem
to... miejsce do zaparkowania. Prawdziwy koszmar. W końcu zaparkowałam na
moment w nie do końca legalnym miejscu, ale naprawdę nie było innego wyjścia.
Z plaży Amadores można skręcić do
Puerto Rico (my tego nie zrobiłyśmy ze względu na późny wyjazd z Maspalomas,
ach szkoda nam było z niej wyjeżdzać) albo pojechać do końcowego punktu
autostrady, czyli do Puerto Mogán. Prześliczne miejsce! Plaża jest malutka, ale
przytulna i koniecznie polecam iść na kawę do samego portu, gdzie wszystkie
domy są białe i ustrojone kolorowymi kwiatami. Nie można wjeżdzać samochodzem do miasteczka, trzeba zaparkować ok.
kilometra od plaży na specjalnym parkingu, na szczęście przestronnym.
To był koniec wycieczki, wróciłyśmy do Las Palmas autostradą. Dla odważnych
kierowców i tych, których nie goni czas, można wrócić do Las Palmas zachodnim
brzegiem i w ten sposób zrobić szlak pólnocną stroną Gran Canarias. Ale jest to
ponoć droga przez mękę, mnóstwo zakrętów ( Jak nam tłumaczył tubylec wymachując
przy tym nerwowo rękami: Curva, curva, curva, curva! Moja mama uśmiała się do
łez) i taka podróż może zająć ponad dwie, trzy godziny.
Szlak trzeci: północ Wyspy
Niestety nie dane nam było zobaczyć północnych stron Gran Canaria.
Ostatniego dnia po południu miałyśmy wylot, więć wybrałyśmy spokojną plażę
niedaleko lotniska. Strzał w dziesiątkę, plaża urocza, świetnie zorganizowana i
piękne widoki na pożegnanie (plaża Melenera, niedaleko Telde)
Dla tych, którzy ten czas mają, mój plan był taki: Wyjazd z Las Palmas,
zahczamy o miasteczko Teror i stamtąd już w górę plażami w Galdar i Agaete.
Lekcje wyciągnięte z pobytu
Co bym poprawiła w naszej eskapadzie? Przede wszystkim miejsce noclegów. Następnym
razem wybrałabym na bazę noclegową Maspalomas. Jest mniej więcej w takiej samej
odległości od lotniska co Las Palmas, a wydaje mi się miejscem dużo ciekawszym
i świetną bazą do wypadów. Można by było w takim wypadku rozważyć jeden nocleg
na północy wyspy.
Wynajęcie samochodu: parkowanie jest skomplikowane,
zorganizowanego miejsca nie brak, ale samochodów jest tak dużo, że cieżko, a
czasem nawet niemożliwe jest coś upolować. Rozważyłabym jednak opcję transportu
publicznego czy też zorganizowanych wycieczek autobusem.
Reasumując...
Gran Canaria nas nie zawiodła. Widoki zapierające dech w piersiach,
świetnie zorganizowane plaże, zieleń, kwiaty, wiatr we włosach. Minusy: jest to
wyspa tak oblegana przez turystów, że ciężko znaleźć tzw. calas, czyli małe
‘’dzikie’’ plaże. W tym aspekcie absolutnie, jak na mój gust, wygrywa Majorka i
Ibiza, gdzie było takich plaż dużo i były one bardzo różnorodne. Natomiast pod
kątem gór, przestrzeni i wysokości stawiam na Gran Canaria. Ach, wrócę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz