sobota, 25 kwietnia 2015

Szlakiem matki i córki, część trzecia: Gran Canaria




I padło na Wyspy Kanaryjskie! Mam ogromną słabość do wysp... to przecież wspaniała możliwość do oderwania się od ‘’lądu’’... czyli do zostawienia swoich przyziemnych problemów tam, gdzie będąc na wyspie, nie mamy do nich dostępu. Tak też i stało się tym razem. Wyspa pochłonęła nas zupełnie. 

Dlaczego Gran Canaria?

Wyspy Kanaryjskie to przede wszystkim Gran Canaria, Tenerife, Lanzarote i Fuerteventura. Na Lanzarote byłam już dwa razy, Fuerteventura to głównie plaże, a ja miałam ochotę na coś bardziej zielonego. Opinie były podzielone. Jedni przekonywali mnie, że to Tenerife jest odpowiedzią na moje potrzeby, inni, że Gran Canaria. Ostatecznie los zadecydował o wyborze celu podróży, a ściślej rzecz biorąć Ryanair. Szukałam lotów o wczesnym poranku i akurat na dzień wylotu, który wybrałam,  takie były dostępne właśnie przez wymienionione wyżej linie lotnicze.

Gdzie się zakotwiczyć, czyli szukamy miejsca idealnego 

Tym razem to booking zadecydował o ‘’miejscu idealnym’’. Nasz malutki hotelik był przy słynnej plaży Las Canteras, przez niektórych uważanych za najlepszą plażę miejską na świecie, więć nie wahałam się długo i zarezerwowałam noclegi w Las Palmas, stolicy Gran Canaria. Sobre los gustos no hay nada escrito, czyli są gusta i guściki, ale gdybym wróciła na Gran Canaria to nie wybrałabym ponownie Las Palmas na zakotwiczenie się. 

Stolica:  Las Palmas de Gran Canaria

Nie jedną już stolicę czy też duże miasto widziałam w Hiszpanii i na pewno Las Palmas nie zaliczę do tych najciekawszych. Dużo bardziej poleciłabym cudowną La Palma na Majorce czy Ibizę/miasto na wyspie o tej samej nazwie. Las Palmas jest ogromnym miastem, które może zrobić wrażenie, ale, jak na mój gust,  nie ma tak wiele do zaoferowania, jak inne miejsca. Poza tym, parkowanie graniczy z cudem. Jeśli jednak ktoś wybierze transport publiczny, to jest to dobra opcja, bo stąd odchodzą autobusy, których trasy dochodzą do wielu zakątków wyspy. 
Co warto zobaczyć zatem w stolicy?  Stare miasto znajduje się w dzielnicy la Vegueta i tam należy się kierować, żeby zobaczyć śliczną katedrę (koniecznie trzeba wjechać na sam jej szczyt za jedyne 1’5 euro) i jej okolice. Można też się pokusić o spacer nad samym urwiskiem i widokami na port, jeśli nie przeszkadza wam autostrada, która przebiega zaraz obok spacerownika. Plaża Las Canteras wydaje się być turystycznym hitem, ale na mnie nie zrobiła większego wrażenia. Tak na prawdę to pożałowałam, że poświęciłyśmy aż jeden dzień na stolicę.

Propozycje eskapad po wyspie w skrócie: Szlak pierwszy z północy na południe przez góry  Szlak drugi plażami południowo-zachodniego brzegu wyspy- Szlak trzeci plażami pólnocej strony wyspy

Według mnie najwspanialsze krajobrazy oferują wbrew pozorom nie plaże Gran Canaria, ale góry. Dlatego największe wrażenie zrobił na mnie szlak pierwszy.

SZLAK pierwszy: Malownicze góry Gran Canarias

W jeden dzień można zrobić następującą trasę: Z północy przejeżdzamy przez środek wyspy na południe. Wyjeżdzamy z Las Palmas i robimy przystanki w Santa Brigida, San Mateo, Tejeda, Fataga i kończymy w Maspalomas. Jest to trasa rozsądna, ale należy wyjechać rano, żeby móc bez stresu dotrzeć na słynne wydmowe plaże Maspalomas późnym popołudniem. Najlepiej by było tam właśnie spędzić noc i w tem sposób mieć wspaniałą bazę wypadową na kolejną wycieczkę. My tak zrobiłyśmy.
Wariacja dla tych, którzy mogą poświęćić więcej czasu: za San Mateo można skręcić i pojechać na najwyższy szczyt wyspy Pico de las Nieves i potem zjechać do Tejeda. Należałoby przeznaczyć na to dodatkowe 2 godziny.
Jeśli się wybieracie samochodem, gps prawie jest niepotrzebny. Wszystko jest wspaniale oznaczone. UWAGA trasa od Fataga do prawie Maspalomas, która wiedzie przez niesamowity punkt widokowy jest bardzo kręta i nad przepaściami, tylko dla kierowców (i pasażerów J)  o mocnych nerwach.
Santa Brigida: Pierwszy przystanek w malowniczej miejscowości z ładnymi widokami. Parkowanie w samym mieście graniczy z cudem, więc radzę skorzystać z parkingu tuż przed wejściem do miasteczka.
San Mateo: Kolejne malownicze pueblo z malutkim kościółkiem i wspaniałymi punktami widokowymi.
Tejeda: Zdecydowanie najlepsze widoki. Polecam iść na kawę do el Parador, taras oferuje niesamowite wrażenia, a jeśli kogoś stać na pokój, koniecznie zabierzcie kostium kąpielowy, żeby nie stracić widoków z odkrytego basenu, co widać na załączonym obrazku.

Roque Nublo: Za Tejeda zaczynają się najbardziej imponujące widoki. Można się zatrzymać na piknik po drodze, naprawdę warto. Roque Nublo to słynna skała, którą można zobaczyć z daleka jadąc własnie tą trasą, albo wspiąć się po wytyczonym szlaku i obejrzeć ją z bliska.
Fataga: Tuż przed miasteczkiem zobaczycie po drodze coraz więcej palm. Sama miejscowość jest urocza: białe domki i kolorowe kwiaty.
Punkt widokowy za Fatagą: Uffff! Na pewno warto, ale dla mnie stresem był dojazd na takie wysokości. Drogi w bardzo dobrym stanie, ale kręte i wąskie...nad samą przepaścią.
Najwspanialsze widoki są tak naprawdę w drodze. My zatrzymywałyśmy się dość często, żeby nacieszyć oczy cudownymi plenerami.

Na zakończenie pełnego wrażen dnia...wydmowe plaże Maspalomas. Kierujemy się na Faro (znów gps zbyteczny) i podziwiamy po drodzę rewelacyjnie zorganizowane miasteczko usiane palmami. Parkowanie skomplikowane, najlepiej poczekać trochę aż ktoś wyjedzie. Spacerek po plaży jak najbardziej wskazany, widoki magiczne. 

Szlak drugi: południowy zachód Wyspy

Rankiem możemy jeszcze chwikę zrelaksować się na plażach Maspalomas, a potem wyruszamy (już autostradami, huraaa)  w kierunku Puerto Mogán.
 
Nie można przegapić plaży Amadores, która nie należy być może do największych, ale turkusowe barwy morza i biały piasek porównywany jest przez niektórych do karaibskich klimatów. Byłam i potwierdzam. Jedyny poważny problem to... miejsce do zaparkowania. Prawdziwy koszmar. W końcu zaparkowałam na moment w nie do końca legalnym miejscu, ale naprawdę nie było innego wyjścia. 
Z plaży  Amadores można skręcić do Puerto Rico (my tego nie zrobiłyśmy ze względu na późny wyjazd z Maspalomas, ach szkoda nam było z niej wyjeżdzać) albo pojechać do końcowego punktu autostrady, czyli do Puerto Mogán. Prześliczne miejsce! Plaża jest malutka, ale przytulna i koniecznie polecam iść na kawę do samego portu, gdzie wszystkie domy są białe i ustrojone kolorowymi kwiatami. Nie można wjeżdzać samochodzem do miasteczka, trzeba zaparkować ok. kilometra od plaży na specjalnym parkingu, na szczęście przestronnym.


To był koniec wycieczki, wróciłyśmy do Las Palmas autostradą. Dla odważnych kierowców i tych, których nie goni czas, można wrócić do Las Palmas zachodnim brzegiem i w ten sposób zrobić szlak pólnocną stroną Gran Canarias. Ale jest to ponoć droga przez mękę, mnóstwo zakrętów ( Jak nam tłumaczył tubylec wymachując przy tym nerwowo rękami: Curva, curva, curva, curva! Moja mama uśmiała się do łez) i taka podróż może zająć ponad dwie, trzy godziny.

Szlak trzeci: północ Wyspy

Niestety nie dane nam było zobaczyć północnych stron Gran Canaria. Ostatniego dnia po południu miałyśmy wylot, więć wybrałyśmy spokojną plażę niedaleko lotniska. Strzał w dziesiątkę, plaża urocza, świetnie zorganizowana i piękne widoki na pożegnanie (plaża Melenera, niedaleko Telde) 
Dla tych, którzy ten czas mają, mój plan był taki: Wyjazd z Las Palmas, zahczamy o miasteczko Teror i stamtąd już w górę plażami w Galdar i Agaete.

Lekcje wyciągnięte z pobytu

Co bym poprawiła w naszej eskapadzie? Przede wszystkim miejsce noclegów. Następnym razem wybrałabym na bazę noclegową Maspalomas. Jest mniej więcej w takiej samej odległości od lotniska co Las Palmas, a wydaje mi się miejscem dużo ciekawszym i świetną bazą do wypadów. Można by było w takim wypadku rozważyć jeden nocleg na północy wyspy.
Wynajęcie samochodu: parkowanie jest skomplikowane, zorganizowanego miejsca nie brak, ale samochodów jest tak dużo, że cieżko, a czasem nawet niemożliwe jest coś upolować. Rozważyłabym jednak opcję transportu publicznego czy też zorganizowanych wycieczek autobusem.


Reasumując...

Gran Canaria nas nie zawiodła. Widoki zapierające dech w piersiach, świetnie zorganizowane plaże, zieleń, kwiaty, wiatr we włosach. Minusy: jest to wyspa tak oblegana przez turystów, że ciężko znaleźć tzw. calas, czyli małe ‘’dzikie’’ plaże. W tym aspekcie absolutnie, jak na mój gust, wygrywa Majorka i Ibiza, gdzie było takich plaż dużo i były one bardzo różnorodne. Natomiast pod kątem gór, przestrzeni i wysokości stawiam na Gran Canaria. Ach, wrócę!

Brak komentarzy: